Ocknąłem się z krótkiej drzemki.W ustach miałem jeszcze smak alkoholu. Sięgnęłem po małą butelkę wody ze stolika i wzięłem kilka łyków. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na bok. Myślałem że zobaczę moją kochaną. Jednak pomyliłem się. Może jest w kuchni? Powoli wstałem. Ból rozsadzał mi głowę,musiałem sporo wypić. Zszedłem do kuchni lecz i tam jej nie było. Usłyszałem głos w mojej głowie:"Chodź na spacer". Nawet chciało mi się odetchnąć świeżym powietrzem i pozbyć się tych nieszczęsnych problemów. Wyszedłem z domu zamykając drzwi. Ruszyłem wolnym krokiem parkiem rozglądając się dookoła. Poczułem luźny uścisk dłoni. Spojrzałem w lewą stronę ale nie było nikogo. Tylko wiatr. Wyobraziłem sobie ją. Jedyną s swoim rodzaju. Z ruchu jej warg czytałem:Mnie nie ma, pamiętasz?
-Tak-wyszeptałem.-Wpadłaś pod samochód.
-Tak-wyszeptałem.-Wpadłaś pod samochód.
-Niall! - usłyszałem głos Liam'a i przyjaciół.
-"Nie rób tego Niall" - wyszeptała Lucy.
-Nie,Niall! - krzyknął Zayn biegnąc w moją stronę. Obejrzałem się.
-Zrobię to. - powiedziałem głośno.
-"Nie możesz, Niall.Nie rób mi tego" - dziewczyna płakała.
Postawiłem jedną stopę na jezdni.Zayn szturchnął mnie. Za nim dobiegła reszta ja odepchnąłem go i rzuciłem się na szosę.
-"Nieee!" - krzyknęła Lucy. To było ostanie słowo jakie usłyszałem za czasów mego życia.A może to była tylko realna wizja? Teraz jednak trzymałem jej przezroczystą dłoń i przyglądałem się reszcie jak sterczeli naf moim ciałem,reanimując mnie. Było to smutne. Zespół się rozpadł a ja straciłem 4 braci, ale plusem było to że stałem obok niej. Lucy.Mojego anioła...
Piszcie co myślicie, bo dawno już nie pisałam Imaginów :)